wtorek 18, czerwiec, 2013

Od biegania do odżywiania

Moja przygoda z bieganiem zaczęła się prawie cztery lata temu. Od tamtej pory tak jak rozwijam się biegowo, tak też  rozwija się we mnie świadomość odżywiania, co sprawiło, że rok temu, jeszcze przed wydaniem książki Scotta zdecydowałem się zmienić dietę i przejść na weganizm, pomijając wegetarianizm jak to ma miejsce w wielu przypadkach jeśli chodzi o łańcuch przechodzenia z diety mięsnej na dietę w pełni roślinnej. Sami weganie ze stażem nawet i 10-letnim  którzy służyli mi informacjami i radami, odradzali i kręcili głowami, że od razu tak nie można, ze proces taki trwa, nawet i kilka lat.


Wiedziałem co robię. Ze mną jest też tak, że jak coś postanowię to zrobię to. Narastająca świadomość i wiedza nabywana z czasem, a w szczególności w ciągu sześciu miesięcy przed przejściem na weganizm, nie pozwalała już mi być częściowo mięsożercą. Częściowo? Tak częściowo, dlatego, że odkąd pamiętam to stroniłem od mięsa i unikałem rożnego typu produktów mięsnych od samego dzieciństwa. Bardzo rzadko jadłem mięso, a jeśli już to musiało być w moim mniemaniu szczególne, do tego stopnia, że czasami mówili na mnie francuski piesek. Bardzo wybredny byłem i do dziś nie mam pojęcia i nie znam się na rodzajach mięsa i ich nazw. Zupy na mięsie serwowała matka i tutaj też jeśli czułem, że jest tłusta odmawiałem spożycia. Prosiłem o zupę bez wkładki. Mógłbym tutaj podać jeszcze wiele innych przypadków.

Byłem zawsze zwolennikiem ruchu obrony zwierząt jak i działalności na rzecz ochrony środowiska naturalnego. Jako nastolatek w okresie buntu miałem epizod wegetarianizmu, była to połowa lat 90. Słuchając NYC HardCore, Rapu, Punku itp. Buntowałem się i z tego co pamiętam w 100% bez mięsa w tamtym okresie byłem około roku do półtora, przy tym też, zero alkoholu. Sam nie wiem dlaczego, ta dieta nie pociągnęła się dalej. Patrząc z dzisiejszej perspektywy to powody jakie podałbym, to brak wiedzy, dostępu do niej oraz brak ludzi vege w środowisku, w którym się obracałem, chociaż pewnie ktoś znalazłyby się, ale tak się to wszystko toczyło, że nigdy nie trafiłem na rozmowę na ten temat, a i pewnie sam też słabo zabiegałem o takie kontakty.

Wracając do zeszłego roku to totalne przejście na weganizm poprzedziłem 5-6 miesięcznym przygotowaniem eliminowania, mięsa, produktów mlecznych i innych zawierających wszystko co odzwierzęce. Podczas tej nazwijmy sześcio miesięcznej kuracji równocześnie nabywałem wiedzę na temat odżywiania i weganizmu. Musze tutaj powiedzieć, że od samego początku „kuracji” interesował mnie tylko weganizm. Wegetarianizm nie wchodził w grę. A dlaczego? O tym w dalszej części mojej historii. Pierwsze co wyeliminowałem ze swojego jadłospisu to jajka. Z tym poszło mi sprawnie, może dlatego, że na początku roku dostałem od nich wysypki. Już wtedy wiedziałem, że to był mój ostatni posiłek z jajek.
Następnie wyeliminowałem całkowicie spożycie mięsa, którego jak już wiecie nigdy nie lubiłem, a jak już jadłem to śladowe ilości i rzadko. Po prostu całe życie unikałem go. Także i ta decyzja nie była dla mnie czymś nadzwyczajnym. Zrobiłem coś co powinienem  już dawno zrobić.

Po wykreśleniu z jadłospisu mięsa, jajek, zostały jeszcze ryby i produkty mleczne. Jeśli chodzi o ryby to również nie było to dla mnie wielkim wyzwaniem, dlatego że przez całe życie mało ich jadłem z prostego powodu, nie było mnie/nas na nie stać. Ryby do tanich nie należą. Napływ informacji również utwierdzał mnie cały czas we własnym wyborze. Na przykład coroczny poziom wzrostu rtęci w środowisku jest notowany i najbardziej wchłaniany przez ryby, które trafiają do Was na talerz. Naturalną rzeczą stał się dla mnie fakt, że odcinam się od reszty produktów mlecznych, od których i tak na przestrzeni lat biegania ograniczałem. To samo tyczy się innych produktów, które, że tak powiem wyginęły z mojego jadłospisu śmiercią naturalną pod wpływem biegania. Największym wyzwaniem, tak też wtedy się mi wydawało, będzie brak smarowidła na pieczywo oraz pozbycie się produktów czekoladopodobnych w tym moich ulubionych batoników Kit Kat. Owe batoniki sprawdzały się u mnie doskonale na biegach ultra. Jeśli chodzi o smarowidło to szybko przyzwyczaiłem się do jedzenia pieczywa bez niego. W miedzyczasie dostawałem czasami domowej roboty smarowidła wegańskie co ułatwiło mi przestawienie się oraz odkrycie, że można smarować pieczywo nie tylko masłem. Odstawienie batonów, czekolad, pączków, o których przy napieraniu ultra na samą myśl ślinka mi ciekła, gdzie przy biegu np. na 170 km dla człowieka wydaje się mega nagrodą i więcej do szczęścia nie potrzeba, było sporym wyzwaniem. Najbardziej odczuwalny brak tych produktów ujawniał się właśnie na biegach, ale również i z tym sobie poradziłem. Jest wiele innych rzeczy smakowitych i doskonale zastępujących je.
Muszę tutaj dodać, że nie używam żadnych kupnych sztucznych żeli oraz izotoników. Preferuję naturalny styl biegania tzn. stopa leży płasko w bucie i wybicie jest ze śródstopia. Biegam w jednej marce butów, która jest nastawiona na naturalne bieganie.
Cykl pięciu – sześciu miesięcy wystarczył mi by nabyć odpowiedniej wiedzy, wyeliminować żywność przynoszącą same szkody i zostać weganinem. To był proces na przestrzeni wszystkich tych lat, uwieńczony tym półrocznym cyklem i podjęciem decyzji, by zostać zielonym ludkiem.

Pozostawała tylko jedno kwestia, jak mój organizm poradzi sobie na ultra biegach górskich, w których się specjalizuję. Nurtowało mnie to pytanie, tym bardziej, że czekał mnie tamtego lata start, na który czekałem od początku mojej przygody z bieganiem. Chodzi o UTMB, dystans królewski dokoła masywu Mount Blanc. Mimo obaw i początkowym osłabieniu organizmu w pierwszych miesiącach zmiany diety udało się ukończyć zawody z niezłym wynikiem. Później były kolejne ultra, gdzie doświadczałem na sobie, że powoli rosnę w siłę, przy tym testując inne pożywienie niż wcześniej. Obecnie organizm czuje się świetnie, mogę powiedzieć, że odpowiedni trening i dieta pozwalają uzyskiwać wspaniałe rezultaty. W życiu lepiej się nie czułem.
To jeśli chodzi o kwestie sportowe i własny organizm, jeszcze jest świadomość, że nie bierze się udziału w łańcuchu zarzynania zwierząt oraz przy tym dba o ochronę środowiska.
Dlaczego Raw Vegan Run?! Dieta wegańska jest oparta częściowo na surowej diecie, dla mnie oczywiste jest, że weganin to w pół suro jad, co w moim przypadku, stanowi  nawet większą część pożywienia, dlatego też biegam pod nazwą Raw Vegan Run.
Nazwa zwraca uwagę ludzi, co potwierdzają liczne pytania od przyjaciół, znajomych, biegaczy i ludzi poznanych na zawodach, czy treningach. Dostaję informację, że przynosi to efekt i nie pozostaje bez echa w ich umysłach i zmianie podejścia choć częściowo do odżywiania.


Przez blisko cztery lata biegania moje podejście do odżywiania przechodziło metamorfozę. Rozrastająca się świadomość i nabyta wiedza doprowadziła mnie do weganizmu. Grunt to szukać informacji, czytać, rozmawiać z ludźmi. Na to wszystko składa się troska o własne zdrowie, życie zwierząt i ochrona środowiska naturalnego. Jak człowiek sobie uświadomi i wyciągnie wnioski z własnego postępowania, to wszystkie zmiany przychodzą łatwiej, a z tych zmian o których mowa skorzysta zarówno nasz organizm, zwierzęta i Ziemia.  Słodziak (Karolina) mówi, że wszystko to, to jest kwestia naszego przyzwyczajenia z czym oczywiście zgadzam się w 100%. Głównie dzięki Karolince dostęp do informacji miałem łatwiejszy i z przyjemnością odpowiadała na moje pytania jak i służyła radą. Dziękuję.

Zapraszam do innych moich tekstów na blogu Vege Runners.
Raw Vegan Run – Lukas Pawlowski (wlodec).