piątek 18, sierpień, 2017

Ochotnica Challenge. 13.08.2017

startPierwotnie przy planowaniu urlopu miał być wyjazd w Bieszczady, ale w miejsca gdzie dzwoniliśmy noclegi były już zarezerwowane. Poza tym dojechać tam bez własnego samochodu jest niezwykle ciężko. Wtedy do głowy przychodzi mi pomysł by sprawdzić imprezę Gorce Ultra Trail organizowaną przez wegan, z wegańskim jedzeniem w pakiecie. Sprawdzam szybko możliwości dojazdu do Ochotnicy. Okazuje się, że jest autobus, którym można dojechać do Nowego Targu skąd jest już bardzo blisko do miejsca docelowego. Oznajmiam Adzie, że urlop spędzamy w Gorcach i przy okazji zapisujemy się na bieg górski.

Jest luty więc mamy pół roku na przygotowania. Z początku 1000 metrów przewyższeń trochę przeraża jednak gdy mijają kolejne miesiące biegania wątpliwości ustępują miejsca nadziei, i już wiem, że sobie poradzimy. Ostatecznie urlop w Gorcach rozpoczynamy 2 tygodnie przed biegiem. Przez ten czas zdobywamy najwyższe gorczańskie szczyty, popołudniami biegamy, wyjeżdżamy w Pieniny. Jednym słowem zaliczamy bardzo aktywny i intensywny urlop. Pod koniec każdego dnia ze zmęczenia dosłownie padamy z nóg i zasypiamy jak dzieci. Podczas biegowych treningów najczęściej eksplorujemy tereny Studzionek i szlaku na Lubań, zaliczamy również długie wybieganie na tydzień przed startem. Bieganiem w górach jestem zachwycony, widoki przed oczami zapierają dech w piersiach. Nigdzie nie trzeba się spieszyć. Wystarczy tylko rozkoszować się biegiem i zwracać uwagę gdzie stawia się kroki by nic się nie przydarzyło na kilka dni przed startem. 30 kilometrowe wybieganie mija niezauważalnie gdy można przy okazji zjeść śniadanie na polanie z widokiem na Tatry. Bajeczny klimat.

Ostatnie dni to już dopinanie wszystkiego na ostatni guzik. Dzwonię do Konrada z Vege Runners i umawiam się by przyjechał po mnie i Adę, i zabrał w dzień zawodów w okolice startu. Zaliczamy ostatnie treningi, podbiegi. W piątek chcemy odebrać pakiety startowe. Od samego rana mnie nosi więc wychodzę jeszcze pobiegać z rana. Mijani turyści pytają czy już zawody wystartowały, sami biegają i są ciekawi. Śmieję się i odpowiadam, że jeszcze nie. Tyle, że jestem niespokojny i chcę to zagłuszyć, poczuć trochę endorfin, wyluzować się. Na koniec życzą powodzenia i mówią bym już się regenerował. Po południu idziemy odebrać pakiety startowe, biegaczy jest sporo, odbiór przebiega szybko i bez problemów. Robimy kilka pamiątkowych zdjęć, kupujemy koszulki, rozmawiamy z biegaczami.

IMG_2939p

Gdy wracamy już na miejsce gdzie mamy nocleg czuję ulgę, numer startowy już mam i teraz nie ma odwrotu. Wieczorem wychodzimy jeszcze zobaczyć pierwsze zmagania na krótkim, ale bardzo stromym dystansie, który bardzo dobrze znam gdyż przez ostatnie dni to było moje miejsce treningów. Ostatnie dni to zwiększona dawka przyjmowanych węglowodanów, wypijanych soków z buraka. Te ostatnie wykupiliśmy chyba wszystkie z okolicznych sklepów. Sobota upłynęła nam na spacerach pomiędzy domem, który był naszą bazą noclegową i miejscem gdzie była usytuowana meta. Oglądaliśmy finisherów poszczególnych dystansów i dziwiliśmy się jak świeżo wyglądali po 40 kilometrach, nieznacznie gorzej po 80 i 102 kilometrach. Niezależnie od przebytego dystansu większość kończyła bieg szczęśliwa, z uśmiechem i satysfakcją. Przez chwilę przeszło mi przez myśl by wkrótce się sponiewierać na dystansie 80 kilometrów, nawet Ada podłapała tę myśl. W wieczór przed startem oglądnęliśmy kolejny odcinek „Gry o tron”, przygotowaliśmy koszulki, buty by od rana się tym nie zajmować i poszliśmy spać. Pobudka kilka minut po 5.00 i pierwsze słowa Ady po przebudzeniu ” Dzisiaj będzie k…a masakra”. Wiadomo najważniejszy jest optymizm i odpowiednie nastawienie. Zjadamy placek bananowo-owsiany, kilka daktyli i po 8.00 ruszamy pod biuro zawodów gdzie jesteśmy umówieni z Konradem, który przyjeżdża punktualnie i jedziemy na miejsce startu. Na miejscu jest już ekipa Vege Runners. Pogoda do biegania wyśmienita, lekki deszczyk, kilkanaście stopni. Robimy zdjęcie przed startem, krótką rozgrzewkę i można ustawić się na linii startu.

IMG_2981p

 

 

 

IMG_2978pNa starcie zagrzewa do biegu zespół regionalny, ale te dźwięki już właściwie do mnie nie docierają, jestem skupiony. Jeszcze tylko krótka odprawa, życzymy sobie wzajemnie powodzenia, przybijamy piątki, pocałunek z Adą i za chwilę nastąpi debiut w biegu górskim. Wystrzał i pobiegli. Po starcie ponad półtora kilometra po płaskim, przebiegam przez mostek i od tej pory zaczyna się wspinanie. Przed biegiem obiecałem sobie, że wszystkie strome podejścia będę miarowo podchodził by zachować siły na dalszą część trasy. Padający deszcz nie ułatwia sprawy, jest ślisko. Pierwsze 5 kilometrów mija szybko, cały czas powtarzam sobie „Spokojnie, masz czas”. W nielicznych chwilach gdzie jest płasko także biegnę wolno, pokracznie gdyż zawsze jest trasa pochylona w jakąś stronę i trzeba stabilizować nogi, i całe ciało. Przez chyba 6 kilometrów mojej wspinaczki na górę kilka metrów za mną cały czas trzyma się jeden z biegaczy. Kilka razy go zagaduję, opowiadam o moich wrażeniach i zero odzewu. Uznaję, że po prostu jest zmęczony i nie ma ochoty na rozmowę. Dopiero na mecie przy sprawdzaniu wyników zauważam, że biegł za mną Rosjanin. Gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu. Ostatnie 2-3 kilometry przed Gorcem grzeznę w błocie, ślizgam się. Mam wrażenie, że buty ważą 3 razy więcej niż przed startem, muszę uważać by ich nie zgubić w błocie. Przed wieżą turyści gratulują, podnoszę ręce, cieszę się, półmetek za mną. Jeszcze tylko wejście na wieżę widokową gdzie robi się chłodniej, wieje. Rozglądam się lecz przez deszcz widoczność jest bardzo mała. Schodzę w dół, zjadam 2 pomarańcze i 2 banany i ruszam w dalszą drogę. Mam nadzieję, że teraz będzie łatwiej. Początek jednak jest po śliskich korzeniach i mam wrażenie, że zbiegam wolniej niż podchodziłem. Z mijaną dziewczyną życzymy sobie powodzenia i stwierdzamy, że lepiej zbiegać spokojnie i uważnie. Dalsza część trasy jest wąska, ale momentami można się rozpędzić. Na 15 kilometrze chyba na chwilę przestaje padać deszcz i robi się przejrzyście, chmury i mgła ustępują, oglądam piękny widok na Tatry, rozkoszuję się tą chwilą, która trwa bardzo krótko, ale daje kopa na resztę trasy. Mijam kilka osób, biegnę spokojnie. Przez 2 kilometry „szachuję się” z jednym z zawodników, on wyprzedza mnie na podejściach, ja jego na zbiegach. Na 3 kilometry przed metą jest wywieszona taśma oznajmiająca, że trzeba polaną skręcić w las. Od teraz tylko przyspieszam, doganiam 2 dziewczyny, które krzyczą „Jak on to zrobił?” Nazywają mnie mistrzem zbiegów. Uśmiecham się. Czuję się wyśmienicie. Wiem, że już nic nie powinno się zdarzyć i za chwilę dobiegnę do mety. Ostatni błotnisty zbieg pokonuję ostrożnie, wbiegam na asfalt i strażak informuje mnie, że za 80 metrów meta. Ostatnie metry pod górkę biegnę już radosny, unoszę triumfalnie ręce, mijam metę. Dziewczynka zawiesza mi medal na szyję. Jest, jest, jest. Debiut ukończony, organizator oznajmia, że kolejny Vege Runners wbiegł na metę, przybija piątkę. Idę zjeść zupę grzybową z makaronem, wypijam ciepłą herbatę by się rozgrzać. Pozostali Vege Runnersi już na mecie, prawie wszyscy w pierwszej dziesiątce. Brawo! Odbieram rzeczy moje i Ady z samochodu Konrada i szybko wracam na metę by czekać na przybiegnięcie Ady. Ku mojemu zaskoczeniu Ada jest już na mecie, na końcówce trochę pomyliła trasę, ale dobiegła w planowanym czasie. Super! Gratulujemy sobie. Ada stwierdza, że było bardzo ciężko, idzie na posiłek, jacyś nieznajomi kupują jej kawę. Wracamy do domu się wykąpać i przebrać. Szczęśliwi z wykonanego planu. Mam trochę niedosyt po ochłonięciu, w przyszłym roku koniecznie trzeba wybrać dłuższy dystans, minimum 40 kilometrów. Około 14.00 wracamy ponownie na rozdanie nagród dla zwycięzców by oglądać herosów tego weekendu. Wieczorem jeszcze odwiedzamy Aśkę, która biega z psami, to był chyba 24 maraton jednego z jej psów. Niestety rano trzeba wyjeżdżać wiec musimy się pakować. Dla mnie festiwal biegów był świetny, zobaczyłem jak to wygląda z bliska, poczułem trochę atmosferę. Oczywiście bardzo polecam Gorce do odwiedzenia turystycznie jak również imprezę Gorce Ultra Trail. W głowie już planuję kolejne starty. Mam nadzieję na więcej startów w biegach górskich, to zupełnie inne bieganie, które bardzo mi odpowiada. Kolejne wyzwania przede mną, zrobiłem mały krok w dążeniu do realizacji celów. W drodze powrotnej w Nowym Targu odwiedziliśmy jeszcze fajną miejscówkę z jedzeniem „KsiążKAwiarnia Rezerwat” gdzie zjedliśmy pyszne burgery z ciecierzycy i pierogi z kaszą i warzywami, które pozwoliły nam przetrwać ponad 10 godzin drogi powrotnej. Urlop dobiegł końca, ale w biegu nie ustaję i nie mam ochoty się zatrzymywać.

IMG_2618pIMG_2615p (1) IMG_2611pIMG_2663p IMG_2635p IMG_2623pIMG_2970

 

 

IMG_2995p (1)Czas: 02:30:33

Vege Robak

 

Poniżej pełne zestawienie czasów Vege Runnersów:

ŁUKASZ GREGORCZYK 01:48:27

KONRAD FRANCUZ 01:49:27

ZYGMUNT KOKOSZKA 01:52:09

JULIUSZ BORAWSKI 01:54:41

JAREK BĄK 01:55:08

ROBERT PAWŁOWSKI 02:30:33

ADRIANA SOKOŁOWSKA 02:51:14