środa 23, Wrzesień, 2020

Warszawa! Tu tartan ma inny smak !

”Będziecie jechać 471km na 5kę??? I na 3kę?’ Chyba pogięło Was!”  To zdanie najlepiej obrazuje w jakim stanie umysłu trzeba być, żeby się na to zdecydować. Ktoś, kto to powiedział nie wziął pod uwagę jednej rzeczy – Wielkiej miłości do tego sportu i…dopingu Zielnej Bandy Vege Runners 🙂

Szczerze, jechaliśmy do Warszawy wytęsknieni jakichkolwiek startów.  Nasz kolega Darek, z którym od kilku lat biegamy „razem”,  namawiał mocno na przyjazd. Wiecie, trasa płaska, nie ma górek i nie wieje tak jak tam u Was- w domyśle jak pod grzybem w Hiroszimie. Trener Dagmary przyklepał pomysł. Ja początkowo miałem robić zdjęcia 🙂

Daga jak to Daga- ”No nie wiem, nie czuję się na ten bieg…Ja teraz szybko nie biegam…” Tu zareagowałem jak zawsze, gdy to słyszę czyli się oplułem wybuchając świńskim śmiechem. Ale kij z tym. Pojechaliśmy. 

Praga Południe i jej niebezpieczna renoma to przeszłość. Co prawda kilkoro lokalsów dawało nam rady, że jak byśmy chcieli się żwawiej poruszać to tempo można zrobić wieczorem na Stalowej czy Brzeskiej :-), ale mając na uwadze, że następnego dnia będzie napitalane na stadionie kultowego Klubu Sportowego ”Tęcza” to 4 zakres praski przekładamy na kolejną wizytę- może piwną milę, co znakomicie koresponduje z napotkanym na ulicy wieczorową porą bezwłosym towarzystwem filozoficznym 🙂

Enyłej, zawody się udały. Jak tofurnik bez zakalca. Jak długie wybieganie bez postoju na dwójkę. Wszystko dopisało : pogoda- chłodno i nie wiało- w Jeleniej jedynie do napotkania, gdy nocujesz w piwnicy. Super organizacja- wiedzieliśmy dokładnie w której serii biec i co najważniejsze w którą stronę i finalnie- PUBLICZNOŚĆ, a konkretnie TA PUBLICZNOŚĆ!!! Wiedzieliśmy, że ktoś tam przyjdzie krzyknąć ”rusz d…ę”, czy poetycko brzmiące ”dajesz k..a”, ale takiej reprezentacji i takiego dopingu się nie spodziewaliśmy. Uwierzcie lub nie, ale każda setka biegnięta obok tej trybuny była najszybsza z całego koła. To niewiarygodne ile może dać doping z serca, który dostaliśmy. To uczucie radości i uniesienia ciężko będzie zapomnieć – jak ostatnią rewaloryzację renty 🙂

A ”Gdy emocje już opadną…” i kwas mlekowy pozwolił wykonać ruch posuwisty oraz wyartykułować więcej niż ”ehe” czy respiratorowe ”hyyyyyyy” poszliśmy w miasto na pizzę. 5 w sensie. Pani kelnerka nieopatrznie zdradziła, że nie mają koncesji na alkohol, ale niedaleko jest Orlen. Tak więc, poznawszy obsługę na Orlenie, trochę poświętowaliśmy. 

Epilog: Wracamy z tarczą /  Warsaw track cup 20.09.2020

Daga 5km: 19:39,92

Marek 5km: 17:59,07

Mako 3km: 12:42,10

Czasy cieszą. Nawet bardzo. Jednak nie to było zwycięstwem tego wieczoru. Największą radością było to, że są tam ludzie, których zielone serca biły też dla nas. Ta niewytłumaczalna więź niesie nas już tak latami. Uczucie, które ciężko opisać słowami…Żeby je poczuć nie musisz biegać maratonu  w 2:50 czy piątki w 15minut…Wystarczy tam być…z nimi…z VegeRunners

-Mako