czwartek 4, Grudzień, 2014

Runmageddon (Vege) Hardcore

Hardcore 01Chęć na start w takiej imprezie miałem jak tylko ogłosili pierwszą edycję, ale tak się wydarzyło, że mogłem dopiero teraz. Zapisałem się jakieś pięć tygodni wcześniej i poinformowałem o tym mojego brata (stryjecznego) Piotrka. Piotrek jest „hedkołczem” w Boot Camp Polska i jeździ na takie imprezy z całym stadem podopiecznych i innych trenerów. Kazał mi wzmacniać ręce, więc tak zrobiłem. Wieszałem się na trzepaku i chodziłem na czworaka.

Wiedziałem, że w miesiąc niewiele można zrobić, ale przynajmniej obudziłem niektóre mięśnie. Tydzień przed imprezą wybrałem się na trening Boot Campu, który prowadziła Magda dziewczyna Piotrka. Efekt był taki, że do środy włącznie nie mogłem swobodnie zakładać kurtki. Dzięki temu miałem pewność, że nie mogę robić już absolutnie nic i raczej skupić się na wysypianiu.

Na sam start byłem bardzo zmotywowany. Nocowałem u Piotrka i Magdy, więc w większej gotowości nie mogłem już być. Cały Boot Camp (11 osób) startował w pierwszej grupie o 9-tej. Było raczej rześko, adrenalina u wszystkich wysoko, krzyki, szarpanie boksami, race dymne. Trenerzy zasugerowali mi, żebym startował z pierwszej linii i pruł ile wlezie, bo inaczej będę musiał czekać w kolejce na pierwszych przeszkodach. Dzięki temu miałem szansę pochodzić po lodzie, a co było później widać na zdjęciach. Ci, którzy zamoczyli dłonie mieli przechlapane już do końca.

Hardcore 02

Hardcore 03

Przeszkody były bardzo różne. Wiedziałem, że sobie nie poradzę sam ze ścianami (pionowe od 2,5 do 3 m), chociaż na jedną wlazłem po wsporniku. Wbieganie po pochyłej do łańcucha odpuściłem sobie po dwóch próbach i musiałem za karę wykonać 30 razy burpees, ale za to, ku mojemu zdziwieniu, bez problemu wspiąłem się na linę i zaliczyłem Spacer Tarzana.

Hardcore 08

Hardcore 05

Hardcore 06

Ciekawym doświadczeniem było przedostanie się przez foodballistów. Pierwszy mnie po prostu przewrócił, ale za to drugi tak mnie trącił, że za nim opadłem odbiłem się od pleców jego kolegi (był wielki, ciekawe czy to w ogóle poczuł).

Dużo było łażenia po krzakach. Strasznie się to dłużyło, bo cały czas potrzebna była koncentracja. Spore odcinki były też czystego biegania, tylko po to, żeby dobiec do jakiegoś worka, opon lub betonowego klocka, zarzucić to na bary i zrobić rundkę z obciążeniem.

Część trasy poprowadzili poza torami. Tam trzeba było przeskakiwać mury, ruiny, przedostawać się przez opuszczone domy.

Hardcore 04

Nowością w tej edycji była dziesięciocyfrowa liczba, którą wywiesili na drugim kilometrze i pytali o nią na siedemnastym. Jak ktoś nie wiedział, to dostawał karny kilometr do zrobienia.

Hardcore 10

Gwiazdą całego biegu była oczywiście woda. Kilkanaście razy trzeba było się zamoczyć. Jeżeli każdy z uczestników wysłał organizatorowi przynajmniej część z powinszowań, które ja mu wysłałem wchodząc po raz kolejny do wody, to koleś musiał się czuć naprawdę nieciekawie. Tych przeszkód nie dało rady próbować pokonać szybciej, bo trzeba było rozgarniać krę piszczelami. Najgorszy ze wszystkiego był chyba basen. Jak tam dotarłem to wyjście było tak oblodzone, że trzeba było trzech osób na brzegu, żeby wyciągnąć jedną.

Hardcore 07 Wisienką na torcie były rugbystki ustawione przed samą metą. Dałem się położyć trzem.

Generalnie ilość przeszkód była bardzo duża i o bardzo różnym poziomie trudności. Zawsze jednak można było liczyć na pomocną rękę lub nogę (dziewczyna z obsługi uwalniała mnie z zasieków, jak ktoś siedział na ścianie to sprawdzał czy jest mi w stanie pomóc).

Najbardziej żenująca sytuacja była wtedy, gdy biegłem koło jakiegoś stawu i kaczki się ze mnie w głos śmiały 😉 Mimo wszystko zaraz później do kanału, pod mostkiem i wężykiem kilka razy z jednego brzegu na drugi.

Całą trasę pokonałem w dobrej jak na siebie formie, czym zaskoczyłem Piotrka i Magdę, bo przegoniłem część instruktorów (oficjalny czas: 3:00:28 i 179 miejsce, ukończyło 503). Dzięki jako takiemu wybieganiu dystans między kolejnymi przeszkodami traktowałem jako czas na regenerację. Po dziesiątym kilometrze dostałem żela, bo batony były zbyt zmarznięte, a później łyka gorącej herbaty z rumem (bardzo działająca sprawa) i z uśmiechem na ustach dotarłem do mety.

Hardcore 09

Po wszystkim czułem się całkiem nieźle i niespiesznie krążyłem szukając kogoś znajomego. Bolały mnie tylko obtłuczone gdzieś kolana i żebra. Jak mnie Piotrek zobaczył to od razu przegonił po depozyt i kazał zasuwać pod prysznic. Po drodze mijałem ludzi, którzy już byli przebrani w suche, a jeszcze dzwonili zębami. Pod prysznicem zorientowałem się jak ciągle mokre są moje ubrania (i jak walą rybami), a zmęczenie poczułem w drodze na obiad, gdy adrenalina zaczęła odpuszczać.

Następnego dnia bolało mnie dużo mięśni. Najbardziej dokuczały jednak grzbietowe po spacerze z betonowym klockiem (800 m stylem dowolnym). Dłuższy temat okazał się z klatką piersiową. Najprawdopodobniej podczas pokonywania którejś ze ścian, nadwyrężyłem sobie mięśnie międzyżebrowe.

Teraz jak myślę o tym co tam się działo, to próbuję policzyć, ile razy mogłem sobie zrobić krzywdę, która by mnie wyeliminowała, ale i tak zapisałem się już na edycję w lutym.

Polecam wszystkim miłośnikom ciekawych doznań i pamiętajcie, że biegacze nie stoją na straconej pozycji.

Hardcore 11

AndrzejT

fot. Piotr Tartanus (Boot Camp Polska)