niedziela 31, Lipiec, 2016

Großglockner ULTRA-TRAIL® (GGUT) 110 km 6500 m

13619955_520153661508255_8399859102892676311_n To trasa zawodów, której większość prowadzi tzw. szlakiem ”Glocknerrunde” dookoła najwyższej góry Austrii – Grossglockner 3798m. Biegnąc przez Narodowy Park Wysokie Taury zachwycamy się fantastycznymi krajobrazami przecinając trzy prowincje, siedem dolin, dwa razy Alpy, mając nad głową czternaście lodowców i około trzystu gór powyżej 3000m n.p.m.

Ekstremalne zawody w bardzo trudnym alpejskim terenie. Dwa razy należy pokonać wysokość ponad 2800m oraz trzy razy ponad 2500m. W kolejności przedstawia to się następująco: Pfandlscharte 2663m, Pfortscharte 2828m, Stüdlhütte (2801 m) Kalser Tauern (2518 m) i Kapruner Törl (2639 m).

GGUT110_Hoehenprofil

W tym roku dodatkowym utrudnieniem był zalegający śnieg, który w wielu miejscach znajdował się już tuż powyżej 2000m. Na pięć dni przed zawodami w najwyższych partiach, gdzie biegnie trasa spadło nawet do jednego metra śniegu. Na szczęście wysokie temperatury w kolejnych dniach spowodowały, że trasa stała się do przejścia w całości bez wprowadzania zmian, ale za to z utrudnieniami i niezwykłymi doznaniami dla biegaczy.

Nie bez powodu bieg ten ma swoją drugą nazwę One of the hardest Ultra Trial. Bieg ten wymaga od biegacza bardzo mocnej nie tyle kondycji fizycznej co psychicznej i psychologicznej. Wierzcie mi, ten bieg może złamać.

13723963_1052699411480296_2132757781235203770_o

Start i meta znajduje się w miejscowości Kaprun. Limit zawodników wynosi 400. W tym roku na starcie zameldowało się 229 osób i była to druga edycja imprezy. W roku poprzednim było bardzo podobnie. Limit czasowy organizatorzy ustawili na 29h. Najlepszy czas z 2015 roku wynosi 16h47’56.

Oprócz głównego biegu GGUT 110, trasę tą można pokonać w sztafecie dwuosobowej, co na tle europejskich biegów trzeba przyznać wyróżnia się pomysłem. Poza tym imprezie towarzyszą dwa krótsze biegi: Glockner Trail 50km, na którym to dystansie w tym roku pojawił się Gediminas Grinius – 2 miejsce. Pokonał go miejscowy różnicą kilku minut. I drugi z biegów Gletscherwelt Trial 30km.

Dochodzi godzina 24.00. Stoję na linii startu kameralnej imprezy. Organizator rozkręca towarzystwo jak tylko potrafi, włącznie z krokiem tanecznym. Na pół godziny przed startem na odprawie poruszana jest kwestia pogody. Należy zaznaczyć tutaj, że na kilka dni przed zawodami, prognoza była tak fatalna, że nie wiadomo było czy w ogóle impreza odbędzie się. Z każdym zbliżającym się dniem do godziny startu prognoza była co raz lepsza. Ostatecznie na godzinę przed ruszeniem na trasę stanęło na tym, że noc i pierwsza część dnia będzie klarowna i czysta. Natomiast druga cześć dnia będzie obfita w ciężki deszcz i silne burze. To o deszczu i burzy powtórzył dwa razy bardzo wyraźnie i wolno, zaraz po tym zaznaczając, że możliwe jest iż zawody zostaną przerwane – wstrzymane na czas burzy, bądź w zależności jak potoczą się wydarzenia całkowicie zakończone. To także powtórzył dwa razy wolno i wyraźnie. Docierając na dwa dni przed zawodami do Kaprun byłem świadkiem, jak silne burze tam występują oraz jak nagle wyskakiwały z za gór niczym zając z kapelusza. Uprzedzając fakty pogoda musiała polubić biegaczy, bo nic nie wydarzyło się na niebie oprócz przelotnego deszczu w drugiej części dnia, mimo iż podjęte były próby przez niebiosa na wywołanie burzy, ale o tym w dalszej części relacji.

0:00

Wybiegliśmy po tuzin krajobrazów. Pierwsza przeprawa przez górę idzie sprawnie. Szukam swojego miejsca. Znajduję je u boku panny ze zdjęcia poniżej. Jak się okaże zwyciężczyni w kategorii kobiet. Hasamy po krzakach i dzikich łąkach starając się utrzymać równowagę na wyboistym terenie. Szukam kątem oka oznaczenia turystycznego, bo bardzo mocno zastanawiam się, czy tędy chodzą normalni ludzie, bo nie wygląda na to.

13730803_1301829553168042_6021450935348048184_o

Po pierwszym punkcie kontrolnym zaczyna się najdłuższe i najtrudniejsze podejście. Panna umyka mi spod nosa. Ale co z nią ubiegłem to moje. Hektar kilometrów w górę na Pfandlscharte 2663m. Jest ciemno gdy zaczynam tą mozolną wspinaczkę. Kieruję się ku górze, a wzrok przyciąga piękny księżyc unoszący się dokładnie nad szczytem, gdzie podążam. Tuż pod samą kopułą szczytową zalega śnieg. Kąt nachylenia wspinaczki niemal sprowadza mnie do parteru. Buty ślizgają się po śniegu. Jeden nieuważny krok i mogę zjechać kilka, kilkanaście metrów w dół i całą wykonana praca może pójść na marne. Błędnik szaleje, ale utrzymuję się na powierzchni i już w pierwszych promieniach słońca witam się ze szczytem. Na górze lodowa kraina. Surowa planeta,cudowne krajobrazy, ale nie do zamieszkania.

13669466_527711750752446_2928003778752879530_o

13669255_1755409864701121_7284521774901238427_o

Poprawiam czapeczkę i dalej przed siebie. Najbliższy punkt docelowy to Glocknerhaus na 36km. Na tym punkcie dochodzę do siebie. Znajduję się tam jedno z pięknych licznych jeziorek jakie serwuje nam trasa. Tyle co otrzeźwiałem, a już napierać trzeba na Pfortscharte 2828m. Znów mozolne stawianie kroków. Prawa-lewa, prawa-lewa, jęzor na wierzchu, w klacie dudni serducho, powietrze suche, słońce coraz wyżej, a mózg zadaje pytania: ile jeszcze?. Na podejściach jestem wolny, wychodzi brak treningów w wysokich górach, nie używam też kijków, które uważam za jawny doping za przyzwoleniem organizatorów. Takich jak ja wyłapuje raptem kilka osób. Ale jak to mówi Angela Merkel i jak to refren w jednym z hip hopowych utworów – DAMY RADĘ.

13680244_1755187028056738_2178947105061462431_o

Na górze dwaj ratownicy. Jeden z lornetką, przez którą wypatruję tworzącą się formację burzową. Mówi: macie dwie, trzy godziny i tu dotrze. W tej chwili jest jakieś 10km od nas. Austriak rzuca: jest motywacja i już po chwili mkniemy w dół natchnieni słowami ratownika. Ratownicy zabezpieczają trasę na każdym szczycie i na każdej przełęczy. Wyposażeni w krótkofalówki i lornetki. Jestem naprawdę pod wrażeniem opieki organizatorów nad bezpieczeństwem zawodników. Mam pewność, że gdyby pogoda miała zacząć szaleć, natychmiast organizator podejmie właściwą decyzję. Bezpieczeństwo przede wszystkim, co nie zawsze się spotyka na zawodach. Tutaj dosłownie czułem tą opiekę.

Po osiągnięciu trzeciego już wierzchołka grubo powyżej 2500m, czeka mnie jak to Pani ładnie powiedziała na punkcie: Downhill. Jeszcze chwilę tarmoszę się z psiakiem, który od razu przysiadł się do mnie, jak tylko wpadłem na punkt. Właściciel żartuję, że pewnie chce biec ze mną. Zwierzęta wyczuwają, ze ich nie jemy. Psiak jest tak cudowny, że zabrałbym go do Częstochowy i pokazał naszą Jurę, gdzie mógłby biegać sobie z owieczkami. Tak! na Jurę wróciły owieczki.

13717354_1755187064723401_4895832156160619662_o

Dziesięć kilometrów downhill’u pokonuje w towarzystwie Austriaka. Wyprzedzamy sporo osób. Szlak zamienił się w szutrową drogę to i można było się rozpędzić. Aby zniwelować balast wylewam na siebie wodę z jednego bidonu. Przed nami miasteczko Kals – 60km – gdzie mamy przepak. Z tego miasteczka ruszała także trasa krótsza 50km. Jak ciężki to był fragment do tej pory niech świadczy to, że na 60km mieliśmy już 4500m przewyższenia,a charakter terenu tylko dodawał smaku zabawie.

phoca_thumb_l_glocknerultra2016-by-sportograf02

13710463_1755186784723429_4898848819785171648_o

Przed wejściem do budynku na przepak, kontrolowani są WSZYSCY zawodnicy, czy posiadają sprzęt obowiązkowy. Dopiero po kontroli odznaczany jest numer i zawodnik zostaje wpuszczony. Świetne rozwiązanie, a nie kontrola na wyrywki, gdzie jeden zyska, a drugi traci minuty na kontroli. Po opuszczeniu punktu czekało mnie pokonanie drugiego co do długości podejścia, ale na szczęście bardziej łagodniejszego od poprzednich. Jedynie w końcowej fazie ciało musi mocno się nagiąć, aby osiągnąć szczyt. W drodze na ten szczyt – Kalser Tauern (2518 m) formują się chmury zwiastujące prędzej, czy później deszcz. Chwilowo też można było zauważyć, że ponownie chcą uformować front burzowy. Ostatecznie skończyło się na deszczu. Deszcz skrapiając teren utrudnił nam poruszanie. Rozsypane kamienie i głazy przypominają mi Tatry. Bardzo dawno po takich głazach nie biegałem, ale mózg pamięta i na nich właśnie dochodzę dwóch- braci?!.

13719499_1755186801390094_885145957814422326_o

Gdybym miał opisać te góry w jednym zdaniu to powiedziałbym tak: Alpy wymieszane z Tatrami. Wiele ścieżek i terenu jest podobnych, a momentami są takie same, dlatego szykując się do tego biegu Tatry byłyby idealne do treningów – zresztą i tak są.

13731069_1755666991342075_7161148562208386048_o

13735763_1755666838008757_5498438110700630616_o

Bracia jak ich nazwałem, uciekli mi na końcowym podejściu. Mnie serce chce wywalić, a oni, podobnie jak wszyscy Austriacy – pyk, pyk, pyk i już są na górze. Dalej spodziewałem się w miarę łatwego zbiegu, ale gdzie tam. Te dwa trzy kilometry do punktu odżywczego w BergHotel były trudne. Smaku dodał zaśnieżony fragment, który trzeba było trawersować bardzo, ale to bardzo ostrożnie. Jeden fałszywy krok groził ześlizgnięciem bardzo stromo i mocno w dół.

image-1

image-7

Tuż przed punktem, turysta zadaje mi pytane, czy robię IronMan. Panie, jaki IronMan, tu się Ultra biega!. Hip Hip ULTRA, Hip Hip ULTRA, Hip Hip ULTRA ULTRA!

Na punkcie oprócz pysznych pomidorków, które były na każdym poprzednim, jest wegańska zupa. Żołądek tego potrzebował. Bracia, których doszedłem na punkcie mruczą coś tam pod nosem,że wegan. Vegan Power i dalej na deszcz podłączam się do sympatycznego chłopaka i dziewczyny. Teren dalej trudny, ślisko jak cholera. Dwa razy,jak to kwituje sympatyczny chłopak tańczę. Rozmawiamy troszkę o ultra i sprzęcie, jak to wygląda w Polsce i jak w Austrii. Dołącza do nas ratownik, który idzie tam, gdzie my, aby zmienić kolegę na strażnicy. Naszym celem jest Kapruner Törl (2639 m) z piekielnie diabelskim podejściem. Deszcz ustaje, a ja zostaje z tyłu. Moja grupa ucieka mi. Ratownik czeka na mnie już na górze. Po osiągnięciu szczytu częstuje mnie wafelkami. Tak się składa, że ma akurat takie, które bardzo lubię. Wymieniamy kilka zdań i moje buty muszą zamienić się w narty. Kupa śniegu, ciągnącego się setkami metrów. Całkiem możliwe, że z kilometr zjazdu na butach uzbierał się. Do tego bardzo mocny wiatr. Czy ja jestem na biegu ultra, czy na skoczni narciarskiej?.

GOPR6330-300x168

GOPR6356-300x225

Radość i zabawa niesamowita, ale i pełna pułapek. Raz noga przebija się przez śnieg i wpada w szczelinę między kamieniami. Miałem farta,że nie zaklinowała się i tak jak szybko wpadła tak szybko wypadła i nie wyrwała mnie z impetu. Leżę na tyłku kilka razy, ale warto było dla tej chwili w środku lata, ubranym na krótko przeżyć ten fragment trasy. A dalej szlak wcale nie łatwiejszy, bardzo dziki i surowy. Bardzo mocno i wyraźnie czuję potęgę przyrody. Jestem sam i potęga gór, z którą nie mam najmniejszych szans. Do pokonania po drodze jest kilka mniej lub bardziej rwących potoków. Często trzeba skakać po specjalnie usypanych kamieniach, aby przedostać się na drugą stronę. Pewien Czech wspomniał mi, że tutaj jest ”fajna droga”. Połacie śniegu zatarły szlak, trzeba wodzić wzrokiem za mini chorągiewkami organizatora. Kiedy wydaje się, że jest się już blisko wydostania z doliny, nagle z za skał, czy zakrętem pojawiają się następne przeszkody. Ostatni mostek przez rwący potok jest prawie całkiem zalany. Usypana kupa kamieni obok wymaga ekwilibrystyki, odwagi i zwinnych skocznych ruchów. Po drugiej stronie Pan z dwójką dzieci. Po pokonaniu tej przeszkody dostaję głośne niespodziewane oklaski. Cieszę się wraz z nimi i ładnie wykonuję ukłon w ich stronę. Jeszcze troszkę i będę na tamie – Kapruner Hochgebirgs-Stauseen.

image-30

13731816_1754991081409666_1004452028771426501_o

Największa tama i najwyżej położona w Europie – jakoś tak to było. Znajduje się tu zarazem ostatni punkt kontrolny. Dochodzę sympatycznego chłopaka i dziewczynę. Do mety 15km zbiegu. Puszczam hamulce i gnam w dół. Z 2000m zbiega się i zbiega, szlak momentami jest łatwy, a czasami sprawia trudności – korzenie, śliskie kamienie. Na tych ostatnich 15km wyprzedzam 9 osób. Więcej nie jestem w stanie, bo kończy siębieg i przy pierwszych ciemnościach jestem już w centrum Kaprun, kończąc tym samym bieg na 34 pozycji z czasem 21h34min. W tym czasie na trasie jest jeszcze prawie 200 zawodników. Z 229 osób, które wystartowały bieg ukończyło 129 osób. Bardzo dobre miejsce zajął Łukasz Hryniów – miejsce 7.

image-46

13691001_1755186771390097_3152252640934716995_o

Wysokie Taury to mieszanina Alp i Tatr tworzące niesamowite surowe krajobrazy. Teren nie jest łatwy, często myślałem będąc na trasie, jak radzą sobie tutaj turyści. Te podejścia potrafią wyssać wszystko z człowieka. Mimo, iż Kaprun jest oblegane przez turystów, to góry pozostawały niemal nieruszone przez turystów. Niewielu ich spotkałem. Bieg ten zrobiłem cztery tygodnie po Lavaredo. Czeka mnie jeszcze jeden ”pracujący” weekend przed UTMB. Oby pogoda dopisała.

Zdjęcia pochodzą od organizatora i uczestników. Mnie nie ma, bo na zachodzie za zdjęcia się płaci.

Łukasz Pawłowski – wlodec