niedziela 14, sierpień, 2016

Rennsteig na Biegowo – 170km, 3500+

IMG_3610 Rok  około 800….. Król pochylony nad szkicami i mapami księstwa Turyngii, rozmyśla na głos o wielkich planach, a towarzyszy mu jego nadworny Błazen.

Król- Tyle mam pięknego terenu w księstwie, bogatego w lasy i dziką przyrodę, a może by tak wytyczyć szlak, hmm, O! Na przykład z tego miejsca stąd – dotąd.

Błazen – Królu, ale Królu, przeca ludzie mają konie, mogą na nich pokonywać odległości, mają powozy i którymi mogą się poruszać, po co mieliby pokonywać ten trakt pieszo?

Król – Błażnie, głupiś, ludzie potrzebują ruchu, muszą mieć cel i na własnych nogach potrafią pokonywać duże odległości.

Błazen – no ale jak? Jak to Królu?

Król – Będą nie tylko pokonywać ten szlak pieszo, ale i biegać!

Błazen- Biegać? No, ale jak to? Co to jest to bieganie?

Król- A tak to, mało tego będą tu ludzie przyjeżdżać z daleka, aby przebiec ten dukt leśny, O! na przykład z takiej Polski

Błazen: zzz….Polski? A gdzie to Królu ?

Król – Nie wiem, gdzieś na wschodzie chyba.

Gdy Król mówiąc : … ”stąd-dotąd ”…  jego palec znajdował się na najbardziej wysuniętym południowym skrawku Turyngii graniczącym z Bawarią. Ta miejscowość to Blankenstein. Natomiast drugi palec znajdował się na północnym skrawku papirusu pokazując wieś Horschel.

13872913_535131910012445_801213019873909127_n

Mniej więcej sto lat później.

Lata 900 – 1100 – to z tego okresu pochodzą pierwsze wzmianki o szlaku.  W 1124 roku odnotowano podróż pewnego misjonarza. Z 1330 roku pochodzi pierwsze potwierdzenie przemierzenia fragmentu szlaku. Ówczesna nazwa szlaku Rynnestyg. W 1703 roku pojawia się pierwszy szkic mapy. W 1830 roku szlak oficjalnie widnieje na mapach. W 1913 roku  jako pierwszy szlak leśny w Europie zostaje oznaczony. W 1973 roku organizowane są pierwsze zawody biegowe na tym terenie. Ile wówczas mieli do przebiegnięcia biegacze nie wiem. Od 1990 r po upadku komunizmu szlak jest otwarty dla wszystkich na całej długości.

IMG_3619

IMG_3634

Czasy dzisiejsze Rok 2016.

Przepowiednia Króla spełniła się. Łukasz Pawłowski zwany Włodkiem, ultra maratończyk z Polski postanawił pokonać Der Rennsteig biegiem. Samotnie bez wsparcia i bez napierania na rekord.

Szlak ten miałem w głowie od około roku. Jak to w życiu bywa, różne elementy składały się na to, że termin był przesuwany kilkakrotnie. Blisko byłem realizacji tego planu w maju tego roku. Ostatecznie udało się wstrzelić w termin i pogodę teraz w sierpniu.

13912613_534680773390892_4281988474190916585_n

13924905_535131850012451_1440592922893580841_n

Trasa liczy blisko 170km z przewyższeniem około 3500+. Szlak wytyczony jest przez pasmo górskie w Lesie Turyńskim. Pasmo to nazywane jest lasem, dlatego że cały teren to zwyczajny las, tyle że przybiera charakter górski i wznosi się na niemal 1000m n.p.m. I to w całym tym szlaku jest najciekawsze. Jeśli, ktoś szuka spektakularnych widoków to ich tutaj nie ujrzy. Jeśli ktoś lubi las i jego tajemnicze zakamarki dostrzeże piękno natury. Towarzyszące pola uprawne, łąki i zapach wsi nadaje charakter tej okolicy.

Co dwa lata przeprowadzane są zawody na tym szlaku, natomiast bieg sztafetowy odbywa się rok w rok. Od samego początku zawody mnie nie interesowały, tym bardziej, że kolejna edycja biegu indywidualnego odbędzie się w przyszłym roku, czyli 2017.

Zdecydowałem się pokonać szlak, z południa na północ. Podyktowane to było rozwiązaniem logistycznym. Szóstego sierpnia w sobotę o godzinie 9.30, po kilku przesiadkach pociągiem docieram do miejscowości Blankenstein. Miejscowość nie jest duża i nic poza rzeką, mostkiem i punktem, gdzie zaczyna się szlak nie widzę, aby było coś interesującego. Naglił mnie też czas, bo o tej godzinie powinienem być już dawno na szlaku. Swoją przygodę zaczynam o godzinie 9:45.

IMG_3645

13938554_535131320012504_1023110416808757855_n

Początek szlaku to kilkanaście kilometrów pomieszanych z polem i asfaltem przez wioski. Jest wycięty pas zieleni wzdłuż asfaltu dla piechurów. Wzrok przykuwają ogromne połacie pól zbóż.

Następnie powoli zaczynają się fragmenty leśne. Niestety ogromnym minusem jest to, że często leśna droga idzie równolegle do ulicy i nie sposób nie słyszeć aut. A ja tutaj znalazłem się w pogoni za ciszą, którą tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy złapie dopiero za kilkadziesiąt kilometrów.

IMG_3661

Dość szybko znajduję się na wysokości około 700 m n.p.m. Bardzo ciekawa sprawa, dlatego że będąc prawie cały czas w lesie widełki wysokości po 16 km trasy oscylują właśnie pomiędzy 700 – 900 m n.p.m. Najwyższym miejscem na tym szlaku jest Gr. Beerberg 983m n.p.m.

Pierwsze 50km leci mi szybko, technicznie szlak jest łatwy. Znając częściowo północną część szlaku bogatą w źródełka, liczyłem iż po tej części szlaku będę miał możliwość napełniania bidonów. Niestety myliłem się, jedyna szansa to sklepy w miejscowościach przez które przebiegam. Udaje mi się to dwukrotnie. Bardzo nie podoba mi się odcinek 18km przebiegający przez Bawarię lasem Frankenwald, gdzie głównie biegnie się asfaltem. Bogaty land to musieli polać asfaltem, notabene obok biednej Turyngii. I to właśnie przez ten odcinek trasy, szlak po wojnie, aż do upadku komuny był zamknięty. Dopiero w 1990 roku przywrócono ponownie ruch na tym szlaku.

IMG_3650

Tak naprawdę to te 50km nie są urzekające. Dopiero po tym odcinku wpadam w las, gdzie odnajduję ciszę i spokój. Wreszcie jest to czego oczekiwałem od tej wyrypy. Piękna cisza przerywana jest momentami, aby minąć kolejną wieś. Pogoda na bieganie super, ani to zimno ani to gorąco. Jedyny problem to brak wody. Dawkuję sobie delikatnie małe łyki wody, tak aby starczyło na jak najdłużej. Ostatnia duża miejscowość z marketem ( u Niemców tylko markety, aby znaleźć zwykły prywatny sklep spożywczy, trzeba szukać jak igły w stogu siana) jaką minąłem to Neuhaus am Rennweg, którą będę przeklinał chyba zawsze. To tam oznaczenie szlaku wprowadziło  mnie w błąd i kosztował mnie dużo czasu i nadłożeniem sporo ponad miarę. Okrążyłem to miasteczko całe, niby ścieżką z panoramą,a tak naprawdę to widok jest na zwykłe pola. Po okrążeniu znalazłem się w punkcie wejścia, którym wszedłem do miasta, a nie wyjścia. I utarczka przez miasto. Uff nie lubię, nie lubię.

IMG_3655

IMG_3665

IMG_3671

Cisza lasu mnie uspokoiła. Gdzieś przez gapiostwo dokładam następne kilometry. W sumie na całej trasie dołożę ich 18km extra. Znajdując się na 70km w Masserberg liczyłem na wodę. Nic z tego. Rezerwy wody na wyczerpaniu, idzie zmierzch. Ostatnia okazja jaką widzę na mapie na wodę to Neustadt am Rennsteig. Obchodzę się smakiem jest już po 19, wszystko zamknięte, nawet stacja benzynowa. Upatruje jakiś pensjonat z którego dobiega hałas i widzę, że z ucztą w środku nie ma problemu. Mnóstwo ludzi, jedzenia i picia w środku, mając nadzieje, że będę mógł kupić coś do picia wpadam do środka. W środku tłumy, a stoły uginają się od wszystkiego. Pytam, czy mogę coś kupić do picia. Pani oświadcza mi, że tylko dla gości pensjonatu i odprawia mnie z kwitkiem. Nawet zwykłej kranówy nie dostałem. Nie lubię, oj nie lubię.

Zbliża się noc, wody tylko ciut ciut, raczej wilżę usta i język niż piję. Postanawiam poszukać noclegu, ciepłego przytulnego kącika byle gdzie. Moim planem z założenia był nocleg w normalnych warunkach.  Dwa tygodnie po Grossglockner Ultra Trail 110km, 6500+, nie byłem na pewno dobrze zregenerowany, dlatego nie chciałem ponownie przemęczać organizmu w tak krótkim czasie. Chciałem pospać i zjeść dobrze, aby następnego dnia ruszyć dalej. Tego dnia nie zjadłem śniadania,obiadu ani kolacji. Śniadania zapomniałem zabrać do pociągu. Nie licząc dwóch bananów, batoników i musów owocowych, które miałem ze sobą, nic poza tym nie zjadłem w sobotę.

Wyciągam czołówkę. Na rogatce dostrzegam jakiś zajazd. Już zamknięty, ale widnieje napis, że posiadają pokoje. Widzę, że na pietrze pali się światło, więc pukam do drzwi. Najpierw delikatnie, potem całą dłonią i nic. Nikt nie otwiera. Odpalam czołówkę i mknę w ciemności, w których nie miałem zamiaru pokonywać nocą. Kilka kilometrów dalej, następny pensjonat. W oknie widzę jak gospodyni uprząta bar, więc pukam.

IMG_3709

Pytając o wolny pokój ruchem głowy mówi, że brak wolnych miejsc. Na pytanie, czy mogę kupić coś do picia kiwa, że tak. Chociaż tyle, jestem uratowany. Hurra!. Wychodzi gospodarz, przynosi trzy butelki wody. Jest pod wrażeniem mojej wyrypy. Mówię mu, że mam ze sobą wszystko, aby przetrwać 24h w górach. Brakowało mi tylko wody. Dostaję wskazówkę, że 3km dalej jest hotel. Napieram na hotel, jest po godzinie 23. Niedługo północ. W hotelu jest bar, który sprząta recepcjonista. Informuje mnie, że nie mają nic wolnego. Kurczę, ale oblężenie. Zamawiam herbatę, studiuję mapę i obmyślam plan na najbliższe godziny. Tuż przed północą opuszczam ciepły hotel. Jest zimno, trzeba się troszkę ruszać. Niedaleko hotelu jest stacja kolejowa Rennsteig,w samym sercu Lasu Turyńskiego. Widziałem ją na zdjęciach, chwalili się, że to najstarsza stacja w DE. Pełni ona zarazem funkcję muzeum. W dzień tutaj pewnie są tłumy. W nocy tylko jakiś zwierz czyhający się w lesie oraz pies wiejski. Na stacji stoją jakieś stare wagony i już miałem łapać za klamkę, aby czmychnąć szybko niezauważonym do środka i przespać się w pociągu, ale kątem oka dostrzegłem kamery. I nici z planu. Trzeba napierać na Oberhof, który znajduje się na 108km szlaku.

IMG_3717

IMG_3704

Postanawiam, że tam prześpię się pod wiatą leśną w pobliżu miasteczka. Około drugiej w nocy wiata, w której chciałem nocować okazuje się, że jest zajęta! Jakiś jegomość z czołówką odpoczywał strudzony, albo szlakiem, albo okowitą. Nie wiem, bo tylko wymieniliśmy pozdrowienia i pobiegłem do następnej wiaty. Ta była już wolna. Tylko ławki strasznie wąskie. Z mapy zrobiłem prześcieradło, otuliłem się folią i …. spadłem na ziemie. Jeszcze ze dwa razy tak zleciałem z tej wąskiej ławki. Przeniosłem się na stół, troszkę szerszy, ale i tak po znalezieniu pozycji odpowiedniej do spania aby nie spaść, nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Każdy obrót na drugą stronę wymagał tej samem procedury. Mapa, ja i na koniec folia NRC.

13880350_535130853345884_4915379571938791238_n

13962486_535130810012555_5047066128255282182_n

13886478_535132333345736_3386013778281522179_n

Gdy się obudziłem zobaczyłem piękną łunę wschodzącego dnia. Domyśliłem się, że jest około 5 rano. Mniej więcej trzy godziny przespałem. Nogi odpoczęły, ale głód nie minął. Gdy zasypiałem żołądek wył niczym zakradające się zwierze leśne. Początkowo tak myślałem, zanim odkryłem, że to mój żołądek. Poskładałem posłanie i ruszyłem dalej. Do najbliższego punktu z wodą i jedzeniem schroniska znajdującego się na górze Inselberg 916m n.p.m. miałem 28km. Musiałem to przetrwać na kilku kroplach wody i dzikich malinach, na które trafiłem w lesie.

IMG_3678

IMG_3694

Po drodze są wieże widokowe, chyba czwarta lub piąta, którą mijam od rozpoczęcia przygody. Na jedną z nich o poranku wdrapuję się. Widoki o tak wczesnej porze zawsze są ujmujące. Biegnąc mijam co jakiś czas namioty. Nie byłem zatem sam w lesie tej nocy. Niektóre wiaty również są zajęte, a turyści śpią jeszcze w najlepsze. Być może szelest biegnącej osoby ich zbudził. Ci, którzy już nie śpią na mój widok są nieco zaskoczeni. Pozdrawiam ich tylko niemieckim Hallo, albo Morgen i gnam dalej. Tego dnia wiedziałem, ze ma być patelnia, tzn. ma przygrzać mocniej niż wczoraj i temp. może dochodzić do 27 st. C.  Zależało mi, aby być w schronisku na 9.30. I tak mniej więcej byłem. Moja nadzieja na śniadanie rozwiała ekipa, która dopiero przygotowywała się na otwarcie. Oznajmiają mi, że jestem pierwszą osobą i jedyne co teraz mogę kupić to tylko coś do picia. Wypijam sok bananowy, herbatę, a do bidonów ładuję wodę. Znalazłem ukrytego w plecaku batonika, radość jak u dziecka. Do celu mam 33km, z czego większość z górki, ale przeplatana z kilkoma stromymi niedługimi podejściami.

IMG_3695

Słońce już wysoko, czuję że grzeje, dobrze że wiatr daje uczucie chłodu. Ludzi po tej stronie szlaku dużo, naprawdę dużo w porównaniu z pierwszą częścią szlaku to tłumy. Ale nie ma co się dziwić, to właśnie w drugiej części trasy przebiegają najciekawsze tereny z najwyższymi wzniesieniami, a i infrastruktura jest rozwinięta bardzo. Mnóstwo rowerzystów, turystów, nawet  wyścigi samochodowe po drogach asfaltowych wijących wśród leśnych wzgórz, a biegacza oprócz mnie ani jednego. Inna istotna rzecz, którą zauważam to, to że praktycznie nie ma młodych ludzi. Osoby, które mijałem na szlaku do tej pory uplasowałbym w kategorii od 40+ do 70+.

IMG_3700

IMG_3702

Na około 15km do celu odwiedzam budę z zjedzeniem i piciem. Uzupełniam tylko płyny, bo Niemcy to głównie jedzą mięso, więc nic tam po mnie.

Ostatnie kilometry wydawałyby się łatwe, ale nie są z powodu ukształtowania terenu jak cross. Góra-dół, góra-dół. Dopiero ostatnie 1700 m jest z górki do końca/początku szlaku Rennsteig. Wbiegam tam w niedziele o godzinie 14.35 budząc ciekawość obecnych turystów. Pokonanie całości trasy 170km plus 18km extra, zajęło mi 29h50min, w tym 3h snu. Poza fragmentami, gdzie są korzenie i trochę kamieni, to szlak jest łatwy i w większości można by go przejechać autem.

13912848_534752230050413_4922343621154800032_n

Odkreślam szlak i myślę, kiedy zrealizować pozostałe pomysły czekające od kilku lat. Najprawdopodobniej następna prywatna wyrypa odbędzie się w okolicach Tatr, ale raczej nie w tym roku.

Pozdrawiam,

Łukasz Pawłowski ( wlodec)