poniedziałek 6, sierpień, 2012

Jaworzno 15 km


Już około 20 lipca umówiliśmy się na start w 17 międzynarodowym biegu ulicznym w Jaworznie na dystansie 15km, który odbył się 4 sierpnia. Z Krakowa pojechało nas czterech Smrool, Bartezzz, Pająk i jeszcze nie zdeklarowany do końca ale już prawie, prawie wegetarianin Salwador. Plany były ambitne, żeby biec po 4min/km mimo upału, jednak trasa i pogoda zweryfikowały wszystko.

Na miejsce przyjechaliśmy godzinę przed startem, pobraliśmy numery startowe i niejako przy okazji zrobiliśmy sobie zdjęcie na podium, żeby po biegu mieć już to z głowy.Biuro zawodów zlokalizowane było w hali sportowej więc warunki były komfortowe, bo dużo miejsca, zero kolejek, był depozyt na bagaże a przede wszystkim w hali było chłodno.

Bieg rozpoczął się o 16.00, strategicznie wepchaliśmy się do pierwszych rzędów, żeby potem nie musieć przebijać się przez setki biegaczy, a było ich ponad 600. Początek był ostry, walka na łokcie i przepychanie się, ale po 50 metrach zaczął się 800 metrowy, mocny, bardzo mocny podbieg, który skutecznie rozerwał stawkę. I w tym miejscu w zasadzie było już po bieganiu zespołowym. Salwador pomknął gdzieś na przedzie, Bartezzz i Pająk, biegli jakieś 50m przede mną i do samego końca już ich nie dogoniłem. Kiedy skończył się już ten koszmarny podbieg, trasa zaczęła być falista ale jednak prowadziła lekko w dół, więc biegło się bardzo przyjemnie, mimo wysokiej temperatury. Mnie osobiście nastrój psuła świadomość, że owszem teraz się fajnie zbiega ale zaraz trzeba będzie wracać tą samą trasą czyli pod górkę. I tak się właśnie stało, po 7,5km zaczął się powrót a tym samym lekka kilku kilometrowa wspinaczka. I wtedy zobaczyłem Bartezzza przed sobą, nie tak daleko jakieś 200m. Na podbiegu zbliżałem się i już miałem nadzieję, że go dojdę, ale niestety na 14km Bartezzz przycisnął a ja po 6km pogoni nie miałem już sił na takie zabawy. Za to ostatnie 800 metrów to zbieg na maksa, na łeb na szyję z nadzieją, że nogi się nie złożą, bo wtedy było by ciężko.

Podsumowując bieg był sportowo udany, może bez fajerwerków ale udany. Pająk ma podejrzanie wysoki wzrost formy już drugi rok z rzędu i obiega nas jak chce. Po biegu zjedliśmy posiłek regeneracyjny złożony z arbuza i bananów przy dźwiękach skocznej muzyki zespołu Castet. Wyjazd nie dość, że sportowo fajny to jeszcze integrujący środowisko.

Pająk 1:00:52
Salwador 1:03:05
Bartezzz 1:04:10
Smrool 1:04:27

Niejako przy okazji wspomnę, że na drugi dzień rano w tym samym gronie odbyliśmy wspólny trening, czyli niedzielne rozbieganie. Nie mieliśmy już sił na tradycyjne współne bieganie crossowe, więc potruchtaliśmy po płaskim 22km kończąc zespołowym moczeniem się w zalewie, a potem owocowymi szejkami u Pajaka w domu.

Dodaj komentarz